środa, 6 maja 2009

Długi weekend w Wołkowyi... i nie tylko. Dzień trzeci. Jego pierwsza część

Ten obfitujący w różne przeżycia dzień, każdy z uczestników wyprawy rozpoczął inaczej. Dwoje z nas musiało wyjechać z samego rana, inni udali się do kościoła, a pozostali zostali w domku przygotowując się do podróży. Jako, że byłem spakowany, a mszami nie interesuję się za bardzo, postanowiłem przejść trasę wiodącą szlakami spacerowymi. Wybrałem te, biegnące na południe do Wołkowyi. Zamierzałem dotrzeć do Górzanki. Zrobiłem po drode kilka zdjęć, z których jedno zamieszczam poniżej. Takie tam, typowe wołkowyjsko-górzańskie klimaty...



Spacer zajął mi nieco ponad godzinę. Taki poranny relaks. Przed wyruszeniem na południe. Ku sercu Bieszczadów.



Tak wyglądała Połonina Caryńska 3 maja z okna samochodu pokonującego serpentyny w okolicach Brzegów Górnych.

Na Połoninę ruszyliśmy z parkingu w Ustrzykach Górnych około 15, czyli późno, jak na wyjście w góry. Ale udało się! W ciągu półtorej godziny znaleźliśmy się na szczycie i podziwialiśmy zapierające dech w piersiach widoki. Widoczność nie była doskonała. Przez delikatną mgiełkę mogliśmy dojrzeć płaty śniegu zalegające jeszcze na szczytach.



Znowu zdjęcia, prowiancik, wygłupy i mała nasiadówka. Narobiliśmy trochę hałasu ku irytacji grupy wędrowców, którzy weszli na Połoninę, aby szukać tu spokoju. Spytaliśmy się jednego z nich, czy zrobiłby nam zdjęcie. "Dobrze, pod warunkiem, że będziecie cicho"! No cóż... Nie dziwię się mu. W końcu Połoniny, to taki ocean spokoju...



Zadowoleni, wróciliśmy na dół i ruszylismy do Kielc. Wybraliśmy drogę przez Ustrzyki Dolne. Tam też trafiliśmy na obchody Święta Konstytucji 3 Maja.

Jako, że jest już dosyć późno i nie chce mi się siedzieć przed tym świcącym pudłem, relację dokończę kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz