sobota, 11 kwietnia 2009

Po pracy: Borki

Ostatnio mam straszne zaległości, jeśli chodzi o lektury. Stos książek, które chcę przeczytać stale rośnie. Zimą, po powrocie z pracy, byłem w stanie przeczytać jakieś 20 stron dziennie. Potem natychmiast zasypiałem. Myślałem, że wiosną się to zmieni, że słońce, że dni dłuższe, więcej energii… Nie wziąłem jednak pod uwagę faktu, że o tej porze roku moje „siedzenie” przyrasta mi do jaguarowego siodełka i taki stan trwa aż do późnej jesieni. A fantastyczna pogoda zachęca do relaksujących wypadów.





W Wielki Piątek wybrałem się do Bęczkowa. Z tą wsią jest związana stara anegdota krążąca po naszym regionie. Rzecz miała miejsce na kieleckim dworcu PKS. Autobus był nieco opóźniony, ale kierowca poczekał jeszcze na jedną babuleńkę, która chciała upewnić się, czy wsiada do odpowiedniego pojazdu.
- Ten autobus, to do Bęckowa? – zapytała.
- Nie! Do nowego Jorku! – odburknął poirytowany kierowca.
- Ale przez Bęcków?

Jesienią zeszłego roku zafascynowało mnie jedno miejsce, w które trafiłem właściwie przypadkiem. Dziś jest to teren prawem chroniony, jak głosi tabliczka przy dróżce prowadzącej w to miejsce.



Dawniej z Borków przez lata wybierano piasek do budowy okolicznych domów. Teraz jest to zakazane.







Maria Waldon, wiceprzewodnicząca Towarzystwa Przyjaciół Bęczkowa w książce „Bęczków - historia”, pisze: „Szczególnie wysoką śmiertelność odnotowano w roku 1855., kiedy na obszarze całej parafii Leszczyny (do której Bęczków należał – przyp. Perpedes) panowała epidemia cholery. Najwięcej zgonów miało miejsce w styczniu i w lutym. Umierały osoby w różnym wieku.Zmarłych z Bęczkowa grzebano w Borkach. Do dziś na miejscu pochówku stoi betonowy krzyż”. A tak naprawdę są dwa, niedaleko siebie.







Sezon wypalania traw rozpoczęty! Pomimo niewątpliwych walorów estetycznych, to proceder zasługujący na potępienie.



A to zdjęcie dedykuję Ewie!



P.S. Dziękuję Zbyszkowi za udostępnienie książki pani Waldon!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz